piątek, 31 stycznia 2014

"Nowa Ziemia" Julianna Baggott






"Nowa Ziemia. Pierwszy tom trylogii Świat po Wybuchu. Świat po wielkich eksplozjach. 
Szesnastoletnia Pressia mieszka w gruzach z innymi zmutowanymi, którzy ocaleli po Wybuchu. 
Partridge wychował się w sterylnej Kopule pośród nielicznych Czystych. 
Oboje uciekają. 
Pressia – przed poborem do militarnej organizacji Partridge – przed ojcem tyranem. 
Ich spotkanie zmieni bieg historii Nowej Ziemi..."








    Minimalistyczny i intrygujący opis, piękna okładka i pozytywne recenzje skłoniły mnie do zakupu "Nowej Ziemi". W końcu udało mi się przeczytać historię stworzoną przez panią Baggott. Oczekiwałam wspaniałej lektury, z nutą oryginalności, ciekawą historią i bohaterami. Co otrzymałam?

"Czy tak działa ten świat - nieustannie odbiera i daję? To okrutne."

   W "Nowej Ziemi" mamy do czynienia z narracją trzecioosobową, prowadzoną przez dwójkę głównych bohaterów oraz inne postaci, z początku drugoplanowe, ale w późniejszym czasie odgrywające ważną rolę w historii.
   Styl pani Baggott jest bardzo obrazowy. Dzięki bardziej lub mniej obszernym opisom z łatwością można wyobrazić sobie otaczający świat czy sytuacje, w której znajdują się bohaterowie. 
   Częste pytania, które Pressia lub Partridge sami sobie zadają, sprawiają że czytelnik jeszcze bardziej zaczyna zastanawiać się nad zapytaniami krążącymi po jego głowie.

"Wolę prawdę od szczęścia."

   Pressia jest bohaterką, którą bardzo podziwiam. Żyje w bardzo brutalnym świecie, w którym każdy dzień jest walką o przetrwanie. Przetrwała Wybuch, tak jak większość ludzi jest z czymś stopiona, w jej przypadku to głowa lalki, i mieszka razem z dziadkiem w starym zakładzie fryzjerskim. Mimo że czasami bywała troszkę naiwna to doskonale ją rozumiem, po prostu chciała poznać to co było Przedtem i "łapała się" każdej okazji, aby to zrobić.
   Partridge... z nim mam największy problem. Nie potrafię go określić i nie mam pojęcia dlaczego! W pewnych momentach był wyrazistą postacią i bardzo mi imponował, a w niektórych był tak jakby zamazany. Mimo to podziwiam jego odwagę i upór. Jednak brakuje mi tego "czegoś", może w kolejnej części uda mi się to "coś" dostrzec.
   Bradwell to kolejna ważna postać. Ten chłopak wie do czego dąży i nie boi się walki, chociaż wielokrotnie pokazuje swoją bardziej emocjonalną stronę. Od wielu lat towarzyszy mu dźwięk trzepot skrzydeł ptaków, wrośniętych w jego plecy.

"Jednak wtedy, na początku, te skrawki papieru wydawały się nam drogocenne jak banknoty. Nasza nadzieja nie przetrwała długo. Zbyt wiele przecierpieliśmy."

   Świat stworzony przez panią Baggott jest bardzo... brutalny, zaskakujący i przerażający. W trakcie lektury nie raz wzdrygnęłam się z obrzydzenia lub szeroko otwierałam oczy z niedowierzaniem. W książce nie brak krwawych scen, pani Julianna nie szczędziła opisów krwawych walk. Autorka nie "cacka się" ze swoimi czytelnikami, z marszu wrzuca ich w świat, w którym jest pełno śmierci, bólu i cierpienia. 
   Pani Baggott zaskakuje swoją oryginalnością. W "Nowej Ziemi" nic nie jest takie jakie się wydaje. Gruzy to nie gruzy, Pył to nie pył. Jest jeden wątek, którym autorka zaskoczyła mnie, i to bardzo! Myślałam, że relacja między kilkoma bohaterami będzie inna, a tutaj kompletne zaskoczenie. Ukłony w stronę autorki, za takie rozwiązanie.
    Akcja rozwija się w różnym tempie. Chwilę toczy się powoli, następuje moment pełen napięcia, później napięcie opada i znowu rośnie. Czytelnik ma czas, aby odetchnąć. Wszystko zmierza do punktu kulminacyjnego, który trzyma w napięciu przez ostatnie sto stron, niemal nie przestajesz wytrzeszczać oczu. Normalnie akcja jak w dramacie szekspirowskim! (zdecydowanie z dużo lekcji języka polskiego).

"Czy to źle zabić coś, co chce zabić ciebie?"

   Autorka "Nowej Ziemi" przedstawia bardzo zaskakujący i brutalny świat. Pomysł, ze ludzie stapiają się z innymi ludźmi, zwierzętami, ziemią, ścianami i przedmiotami codziennego użytku - mistrzowski! 
   Lektura pierwszej części "Świata po Wybuchu" była dla mnie szokiem. Zdecydowanie polecam, bo książka jest warta przeczytania, daje całkiem nowe spojrzenie na świat.

Moja ocena: 9/10


Książka przeczytana w ramach wyzwań: Rekord 2014 Serie na starcie 2014
Dystopia 2014

    

piątek, 24 stycznia 2014

"Mechaniczny anioł" Cassandra Clare

"Magia jest niebezpieczna, ale miłość jeszcze bardziej. Kiedy szesnastoletnia Tessa Gray pokonuje ocean, żeby odnaleźć brata, celem jej podróży jest Anglia za czasów panowania królowej Wiktorii. W londyńskim Podziemnym Świecie, w którym po ulicach przemykają wampiry, czarownicy i inne nadnaturalne istoty, czeka na nią coś strasznego. Tylko Nocni Łowcy, wojownicy ratujący świat przed demonami, utrzymują porządek w tym chaosie. Porwana przez Mroczne Siostry, członkinie tajnej organizacji zwanej Klubem Pandemonium, Tessa wkrótce dowiaduje się, że sama jest Podziemną z rzadkim darem zmieniania się w inną osobę. Co więcej, Mistrz - tajemnicza postać kierująca Klubem - nie zatrzyma się przed niczym, żeby wykorzystać jej moc. Pozbawiona przyjaciół, ścigana Tessa znajduje schronienie w londyńskim Instytucie Nocnych Łowców, którzy przyrzekają, że znajdą jej brata, jeśli ona wykorzysta swój dar, żeby im pomóc. Wkrótce Tessę zaczynają fascynować dwaj przyjaciele: James, którego krucha uroda skrywa groźny sekret, i niebieskooki Will, zniechęcający do siebie wszystkich swym sarkastycznym humorem i zmiennymi nastrojami… wszystkich oprócz Tessy. W miarę jak w trakcie swoich poszukiwań, zostają wciągnięci w intrygę, grożącą zagładą Nocnych Łowców, Tessa uświadamia sobie, że będzie musiała wybierać między ratowaniem brata a pomaganiem nowym przyjaciołom, którzy próbują ratować świat… i że miłość potrafi być najbardziej niebezpieczną magią."


   Fanką Cassandry Clare i jej twórczości jestem, więc dlaczego miałabym nie przeczytać "Diabelskich maszyn"? Przecież to jedna z obowiązkowych lektur każdego Nocnego Łowcy!
   Gdy nadarzyła się okazja zakupu "Mechanicznego anioła" i "Mechanicznego księcia" w cenie jednej książki od razu skorzystałam (chociaż teraz żałuje, bo okładki amerykańskie podobają mi się o wiele bardziej, ale skąd mogłam wiedzieć, że wydawnictwo zdecyduje się na inne wydanie? Muszę pogodzić się z taką a nie inną okładką, ale to treść jest najważniejsza, więc nie ma co marudzić). Minęło trochę czasu zanim przeczytałam książkę pani Clare, ale w końcu to zrobiłam i...

"Równie wspaniale jest kochać, jak być kochanym. Miłości nie da się zmarnować."

    W "Mechanicznym aniele" mamy do czynienia z narracją trzecioosobową, dzięki czemu poznajemy myśli innych bohaterów oraz wydarzenia, w których główna bohaterka nie bierze udziału.
   Muszę przyznać, że taki rodzaj narracji bardzo przypadł mi do gustu. Pani Clare doskonale manewruje między jedną postacią a drugą, podczas czytania ma się wrażenie, że autorka wręcz perfekcyjnie stworzyła portrety psychologiczne postaci. Za każdą z twarzy kryje się "to coś".

"- Wiesz, kiedyś myślałem, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi - powiedział Lightwood. 
- A ja kiedyś myślałem, że jestem fretką, ale okazało się, że to tylko zamroczenie opium - odparował Will. - Wiedziałeś, że ono właśnie tak działa? Bo ja nie."

   Tessa Gray przypłynęła z Nowego Jorku do Londynu po śmierci ciotki. Liczy, że w stolicy Wielkiej Brytanii czeka ją lepsze życie u boku brata, ale na miejscu nie czeka na nią Nate, lecz dwie kobiety, które zapewniają Tessę, że znają jej brata, a na dowód pokazują jej nawet krótki liścik od Nate'a. Kto by im nie uwierzył? Tessa wsiada do powozu i wkrótce potem dowiaduje się, że wpadła w pułapkę Mrocznych Sióstr, które wiedzą o niej coś czego ona sama o sobie nie wiedziała.
    Muszę przyznać, że polubiłam Tessę, jest dziewczyną, którą z chęcią bym poznała. Pani Clare stworzyła bardzo ludzką postać, czytając o pannie Gray miałam wrażenie, że czytam o prawdziwej osobie. Tessa popełnia błędy, nie chce pokazywać swojej słabości,walczy do końca, mimo przeciwności, te cechy sprawiają, że niektórzy czytelnicy mogą utożsamić się z Tess.
   W "Mechanicznym aniele" poznajemy także Nocnych Łowców, pani Clare i tutaj spisała się wspaniale! Dwójka głównych bohaterów w tym rejonie została stworzona idealnie, a postaci drugoplanowe - nic dodać nic ująć.
    Cassandra Clare potrafi tworzyć bohaterów, to trzeba jej przyznać. Will, Jem, Tessa, Henry, Charlotte, Sophie - każdy z nich ma za sobą jakąś ciekawą i oryginalną historię. Wszystkie charaktery są dokładnie przemyślane przez autorkę i to widać.
   Najbardziej tajemniczą postacią jest Will. W pierwszej części trylogii dowiadujemy się o niewiele o jego życiu, co wcale nie sprawia, że jest mniej lubiany, wręcz przeciwnie. Ten arogancki chłopak fascynuje od początku do końca.
    Jem to także tajemnicza postać, ale w mniejszym stopniu niż Will. James jest po prostu bardzo dobrym człowiekiem, złego słowa o nim nie mogę powiedzieć!

"Zawsze trzeba być ostrożnym z książkami i z tym, co w nich jest, bo słowa mają moc zmieniania ludzi."
 
   Akcja powieści rozgrywa się w XIX-wiecznym Londynie, co bardzo przypadło mi do gustu, ponieważ lubię czytać historie umieszczone w przeszłości, dzięki temu można dowiedzieć się jak dawniej wyglądało życie.
   Akcja gna do przodu w zawrotnym tempie. Coś się dzieje, chwila oddechu i za chwilę znów coś się dzieje. Akcja ani chwili nie stoi w miejscu, co sprawia, że nie można oderwać się od lektury.
   Czytelnik co chwilę zadaje sobie pytania, i kiedy myśli, że zna odpowiedzi i wszystko pójdzie łatwo i przyjemnie następuję zgrzyt i wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Autorka przez cały czas zaskakuje.
   Część tajemnic zostaje rozwikłana, ale nad większością wątków nadal "wisi" ogromny znak zapytania. 
   W książce nie brakuje humoru! Co chwilę autorka "serwuje" zabawne teksty lub przemyślenia. Przy niektórych nie można się nie zaśmiać na głos! Poczucie humoru autorki bardzo przypadło mi do gustu.
    Zakończenie wręcz nakazuje sięgniecie po kolejną cześć, nawet jeżeli nie jest się zachwyconym początkiem trylogii.

"-Lubię kaczki - wtrącił dyplomatycznie Jem. - Zwłaszcza te z Hyde Parku. - Zerknął z ukosa na przyjaciela. Obaj siedzieli na brzegu wysokiego stołu, z nogami zwieszonymi nad podłogą. - Pamiętasz, jak próbowałeś kiedyś mnie namówić, żebym rzucił im piróg nadziewany mięsem, bo chciałeś sprawdzić, czy uda się wyhodować rasę kaczek kanibali?
-I zjadły go - przypomniał Will. - Krwiożercze małe bestie. Nigdy nie ufaj kaczkom."
  
   "Mechanicznego anioła" polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Jest to wspaniała lektura na każdą porę dnia i nocy. Jeżeli lubicie tajemnice, dobrą zabawę i szybką akcje na pewno jest to książka dla Was.
   Cassandra Clare znowu podbiła moje serce i jej książka na długo nie opuści moich myśli.


Moja ocena: 9/10


Książka przeczytana w ramach wyzwań:
Rekord 2014
Serie na starcie 2014

__________________________________________________________________________
   Wreszcie dodaje recenzje! Czasu nie mogłam znaleźć, żeby cokolwiek napisać. Poprzedni cały weekend nie było mnie praktycznie w domu, a jak byłam to odrabiałam lekcje, w tygodniu masa nauki i mimo że czwartek i dzisiaj nie byłam w szkole to przez fatalne samopoczucie nie mogłam nic napisać. Następny tydzień także nie zapowiada się dobrze, trzy testy + oczywiście masa pracy domowej i nauki, bo mogą zapytać. Chcę ferie! Dobrze koniec marudzenia, wybaczcie :)
   Dodam, że planuje stworzyć wyzwanie czytelnicze, ale szczegóły zdradzę za jakiś czas, najpóźniej na początku lutego, mam nadzieję, że się Wam spodoba :)

wtorek, 14 stycznia 2014

"Gwiazd naszych wina" John Green


"Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat.

Jednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje niezwykłego chłopaka. Augustus jest nie tylko wspaniały, ale również, co zaskakuje Hazel, bardzo nią zainteresowany. Tak zaczyna się dla niej podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.
Wnikliwa, odważna, pełna humoru i ostra Gwiazd naszych wina to najambitniejsza i najbardziej wzruszająca powieść Johna Greena. Autor w błyskotliwy sposób zgłębia w niej tragiczną kwestię życia i miłości."



   O książce Johna Greena było bardzo głośno swego czasu, pojawiało się pełno recenzji (w większości pozytywnych), w końcu i ja postanowiłam przeczytać "Gwiazd naszych wina". Pewnego zimowego dnia (czytaj: wiosennego) postanowiłam zabrać się za książkę, którą zakupiłam pół roku wcześniej, mamiona wspaniałymi opiniami. Przeliczyłam się czy może zachwyciłam, tak jak duża część czytelników?

„Nie uważam, że wszyscy powinni mieć oboje oczu, nie chorować i tak dalej, ale każdy powinien przeżyć prawdziwą miłość, a ona powinna trwać przynajmniej do końca jego życia.”

   W książce mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową, prowadzoną przez Hazel.
   Styl pana Greena jest prosty i przyjemny, każde zdanie czyta się z wielką przyjemnością, czasami z uśmiechem na twarzy, ale czasem ze łzami w oczach.
   Książka zawiera w sobie wiele sentencji, przy których czytelnik przystaje na chwilę i zaczyna rozważać sens przeczytanych słów. Właśnie to robi John Green - zmusza do myślenia, do zastanowienia się nad swoim życiem i poprawy swojego zachowania.

„- Okay - powiedział, gdy minęła cała wieczność. - Może "okay" będzie naszym "zawsze". - Okay - zgodziłam się."

   Hazel choruje na raka, pierwotnie tarczycy z późniejszymi przerzutami do płuc, powinna już dawno leżeć w trumnie, ale dzięki nowej terapii jej życie zostało przedłużone. Szesnastolatka w kółko ogląda "America's Next Top Model", czyta książki i ogólnie jej życie nie jest bardzo interesujące, do czasu. Na jednym ze spotkań grupy wsparcie poznaje Gusa i jej życie zmienia się i staje się bardziej kolorowe. Hazel Grace jest postacią, której nie da się nie lubić. Pogodziła się z tym, że umiera. Stara się normalnie żyć, co jest trudne zważywszy na butle z tlenem, którą wszędzie musi zabierać ze sobą i świadomością, że zostawi wszystkich, którym na niej zależy.
   Teraz przejdę do Augustusa, który na pewno jest postacią intrygującą i godną uwagi. Swoją szczerością i poczuciem humoru zdobył mnie od razu! Nie żartuje! Mogłabym rzucić mu się w ramiona i tak pozostać w nich na zawsze. Czasami denerwują mnie tzw. "złoci chłopcy", bo Gusa w sumie można by było tak nazwać, ci co czytali wiedzą o czym piszę, ale w tym bohaterze w ogóle mi to nie przeszkadza. Augustus jest po prostu wspaniały! Dobra koniec mojego rozpływania się nad Gusem, czasami trzeba się opanować.
   Issac, przyjaciel Augustusa, jest postacią bardzo pozytywną. Mimo że bywa humorzasty, ma ku temu powody, jest osobą, którą z łatwością można polubić. 
   Poznajemy także rodziców głównych bohaterów, którzy pokazują jak bardzo kochają swoje dzieci, jak walczą razem z nimi.

„Poszedłem rano do klinki i wyznałem chirurgowi, że wolałbym być głuchy niż ślepy. A on na to: „To nie działa w ten sposób”, więc ja: „Tja, rozumiem, że to tak nie działa. Mówię tylko, że wolałbym być głuchy niż ślepy, gdybym miał wybór, choć przecież wiem, że go nie mam”. A facet odpowiedział: „Dobra wiadomość jest taka, że nie będziesz głuchy”. Odrzekłem więc: „Dziękuję za zapewnienie, że nie ogłuchnę z powodu raka oka. Mam wielkie szczęście, że taki intelektualny gigant jak pan zgodził się mnie operować”.”

   Akcja w "Gwiazd..." toczy się w swoim tempie, czasami mamy do czynienia z przeskokami w czasie. Minęło kilka dni i Hazel opisuje czytelnikowi co się wydarzyło. Tempo rozwijania wątków jest idealne.
   Musze się przyznać, że... z moich oczu nie lała się fontanna łez. Tak, niestety, muszę to powiedzieć, tylko się wzruszałam, byłam bliska płaczu, ale jednak nie. Może dlatego, że pan Green już od dłuższego czasu przyzwyczajał mnie do tego co się stanie. Może byłam przygotowana, może za bardzo nastawiłam się, że będę płakać. Nie mam pojęcia dlaczego, tak wyszło.
   A jeżeli miałabym powiedzieć coś o zakończeniu to... powiem tylko, że w niektórych momentach śmiałam się ze łzami w oczach. To aż tak absurdalne, że cudowne.
  
„Ślady, które ludzie pozostawiają po sobie, zbyt często są bliznami.”

   Nie powiem, że łatwo pisze mi się o tej książce. Jest ona po prostu pełna uczuć, na każdym kroku mamy do czynienia z emocjami, które szargają bohaterami. W końcu dochodzi do tego, że tak jak Hazel zaczynamy czuć smutek, radość, rozczarowanie i całą gamę innych uczuć. Czytelnik z taką łatwością utożsamia się z główną bohaterką, że aż zastanawiam się jak autorowi udało się tego dokonać. Emocje pozostają w czytelniku na długo po przeczytaniu.
   Jeżeli spodziewacie się po "Gwiazd naszych wina" lekkiej lektury na wieczór to bardzo się przeliczycie, jest to książka bardzo mądra i zmuszająca do refleksji. Powinno być więcej książek mówiących na temat ludzi chorych i bliskich śmierci, światu jest to potrzebne, dlatego panu Greenowi należą się brawa za to, że podjął się tych trudnych tematów i za to jak pięknie je opisał.
   I najważniejsza sprawa: "Gwiazd naszych wina" nie jest książką, w której rak "gra" główną rolę, jest książką o życiu i o tym jak sobie radzić z przeciwnościami losu.

Moja ocena: 9,5/10


________________________________________________________________
Trochę trwało zanim napisałam tę recenzje, dlatego, że bardzo trudno mi się pisało o "Gwiazd...", możliwe, że recenzja jest trochę chaotyczna, ale tak właśnie jest z książkami, że im bardziej do nas trafiają to tym trudniej nam o nich opowiedzieć, prawda? ;>

Następna recenzja: "Mechaniczny anioł" Cassandra Clare :)

sobota, 4 stycznia 2014

"Buszujący w zbożu" J. D. Salinger






 "Bohaterem "Buszującego w zbożu" jest szesnastoletni uczeń, Holden Caulfield, który nie mogąc pogodzić się z otaczającą go głupotą, podłością, a przede wszystkim zakłamaniem, ucieka z college`u i przez kilka dni "buszuje" po Nowym Jorku, nim wreszcie powróci do domu rodzinnego. Historia tych paru dni, którą opowiada swym barwnym językiem, jest na pierwszy rzut oka przede wszystkim zabawna, jednakże rychło spostrzegamy, że pod pozorami komizmu ważą się tutaj sprawy bynajmniej nie błahe."








    Pewnego dnia spacerując między półkami w bibliotece natknęłam się na „Buszującego z zbożu”. Chwyciłam książkę w swoje ręce i po przeczytaniu kilku pierwszych zdań stwierdziłam: „A co mi szkodzi?”, takim oto sposobem „Buszujący...” trafił do mnie na półkę i czekał aż go przeczytam. Chwilę trwało za nim się za niego zabrałam, ale w końcu to zrobiłam. Jak podobała mi się lektura?
    Nie ukrywajmy, że „Buszujący w zbożu” to klasyk w literaturze, właśnie dlatego moje oczekiwana wobec książki pana Salingera były trochę wyższe niż w przypadku innych książek. W końcu nie bez powodu „Buszujący...” przetrwał próbę czasu i czyta się go do dziś.

„Jeżeli ktoś umarł, to jeszcze nie powód, żeby go przestać lubić, zwłaszcza jeżeli to był ktoś tysiąc razy sympatyczniejszy niż inne znajome osoby, które żyją.”

    W powieści mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową, prowadzoną przez głównego bohatera, Holdena. Styl autora jest lekki i prosty, chociaż nie końca przyjemny. Dlaczego? Denerwowało mnie używanie słów „cholera””okropnie” „straszliwie” niemal w co trzecim zdaniu. Z czasem się do tego przyzwyczaiłam, ale z początku nie mogłam tego znieść.
    Historia opowiadana przez Holdena nie jest bardzo oryginalna, chłopak opisuje swoje przygody, które przydarzyły mu się w ciągu kilku dni. Mimo zwyczajności ta opowieść ma w sobie „to coś”. Śledzi się losy bohatera z ciekawością mimo prostoty historii.

„Wystarczy pleść jakieś głupstwa, których nikt nie może zrozumieć, a ludzie zrobią wszystko, czego od nich zażądasz.”

    Holden jest osobą, którą albo się lubi albo nienawidzi. Innych opcji nie widzę. Głównego bohatera polubiłam, mimo że, w przeciwieństwie do niego jestem pozytywnie nastawiona do życia. Właśnie, panicz Caulfield jest wielkim pesymistą, takiego negatywnie nastawionego do świata człowieka chyba świat nie widział. Ale w tym jego pesymistycznym podejściu do wszystkiego potrafi znaleźć coś co jest dla niego ważne.
    Można dodać także, że Holden nie jest pozytywnym bohaterem (za dużo pesymizmu wychwytuję w tej książce). Nie przejmuję się szkołą, tym samym przyszłością (wyrzucili go z kilku szkół), pije i pali na umór, kłamie na każdym kroku, zdecydowanie nie jest dobrym przykładem dla dzieci i młodzieży.
Ale, żeby nie było tak, ze mówię, że Holden jest zły! Ma w sobie dobroć, którą pokazuje nam co jakiś czas.
    Przyznam się szczerze, że żaden z drugoplanowych bohaterów nie zrobił na mnie dużego wrażenia. Większość, oprócz Pheobe, byli tłem dla historii Holdena. Nie wiem czy po prostu tak wyszło, że żaden mnie nie zachwycił, bo tak, czy może to był zamysł autora, może chciał, aby czytelnik skupił się tylko na głównym bohaterze (zaczynam mówić jak moja polonistka; szukam dziury w całym, prawda?)

„(...) często człowiek sobie nie zdaje sprawy, co go najbardziej interesuje, dopóki nie zacznie mówić o czymś innym, mniej interesującym.”

    Akcja rozgrywa się przed Bożym Narodzeniem (dziwnym zbiegiem okoliczności czytałam „Buszującego...” właśnie przed tym świętem) w Nowym Jorku (nie ukrywam, że bardzo mi się to podobało, bo kocham NY),
    Historia toczy się własnym tempem. Akcja nie gna jak szalona, jest wolna i spokojna. Ci mi nie przeszkadzało, bo akurat wtedy gdy czytałam miałam ochotę na coś w tym stylu.
   Przez cały czas zastanawiałam się dlaczego „Buszujący w zbożu”, przecież wszystko rozgrywa się w wielkim mieście. Nie rozumiałam tego, ale autor wszystko wyjaśnij, więc jeżeli tak jak ja zastanawiacie się dlaczego autor nadał właśnie taki tytuł swojej powieści dowiecie się tego czytając książkę, o której mowa.

„Cholerne pieniądze. Zawsze w końcu człowiekowi ością w gardle staną”

   Po dziele autorstwa pana Salingera spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Sama do końca nie wiem czego, ale czegoś innego, tak po prostu. Zostałam zaskoczona, nie do końca pozytywnie, bo jak mówiłam jestem totalnym przeciwieństwem Holdena.
   Wątek Jenny był dla mnie za mało rozwinięty. Nie powiem w czym rzecz, bo nie chce spojlerować osobom, które jeszcze nie czytały.
   Zakończenie także mnie zawiodło, spodziewałam się czegoś innego.
   „Buszujący w zbożu” jest książką wartą przeczytania. Uświadamia nam, że nie wszystko w życiu jest takie jak nam się wydanie. Na niektóre sprawy trzeba spojrzeć z pesymistycznego punktu widzenia.

Moja ocena: 7,5/10

____________________________________________________________________________
Pierwsza recenzja w tym roku i wyszła mi jakaś nijaka, ale sami oceńcie, głos należy do Was! :D
Następna recenzja: "Gwiazd naszych wina" J. Green :)

czwartek, 2 stycznia 2014

Podsumowanie grudnia i roku 2013!









Grudzień tak szybko jak się pojawił dobiegł końca, przynajmniej w moim odczuciu :)  
Był to bardzo przyjemny miesiąc, chociaż pod względem czytelniczym nie wypadł najlepiej, ale najgorzej także nie jest :) Wszystko przez koniec półrocza, przygotowania do świąt, w których pomagałam i nie oszukujmy się moje lenistwo, nic mi się nie chciało w tym miesiącu xD
Przejdźmy do konkretów.
Ilość przeczytanych książek w tym miesiącu: 3:
"Córka dymu i kości" Laini Taylor
"Buszujący w zbożu" Jerome David Salinger 
"Gwiazd naszych wina" J. Green
Ilość stron: 1016
Dziennie: 33 strony
Recenzje: 1

Stosik grudniowy:




Stosik nie jest za duży, ale to zawsze coś :) Jako pierwszy mamy notes, który dostałam na klasową wigilię, musiałam się nim pochwalić, uwielbiam go! Zawsze o takim marzyłam :3 A teraz przejdźmy do książek:

  • "Buszujący w zbożu" H. D. Salinger - z biblioteki, już przeczytana, niedługo powinna pojawić się recenzja :)
  • "Czas żniw" Samantha Shannon - prezent gwiazdkowy od rodziców, książka jest pięknie wydana, nawet jeszcze jej nie przeczytałam a już mam wrażenie, że jest perfekcyjnie dopracowana, to chyba przez słownik na końcu, mapki i podział kategorii jasnowidzenia; uwielbiam takie dodatki, w trakcie czytania można od razu sprawdzić coś co jest niezrozumiałe :)
  • "Igrzyska śmierci" Suzanne Collins - prezent od koleżanki na mikołajki-wigilię; "Igrzyska..." już od dawna mam za sobą, ale cieszę się z tego prezentu, ponieważ miło jest je mieć na półce :)

 PODSUMOWANIE ROKU 2013



Rok 2013 uważam za udany, oczywiście były chwilę dobre i złe, smutne i radosne, ale "Bez smutku nie zaznalibyśmy smaku radości" ("Gwiazd naszych wina" J. Green). Dobrze poszły mi egzaminy gimnazjalne, spędziła cudowne wakacje, dostałam się do wymarzonej szkoły, poznałam nową wspaniałą klasę, przeczytałam wiele dobrych książek, i wreszcie spędziłam cudowne Święta i wielce wspaniałego Sylwestra. O chwilach złych nie będę wspominać, bo nie warto się zasmucać, co było minęło, nie wracajmy do tego :) W tym roku, dokładnie w lutym, zaczęła się moja przygoda z blogiem z recenzjami, teraz z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nie żałuję, że założyłam bloga :3 Oczywiście, mogło być więcej recenzji, ale nie narzekam, bo to jest blog, który udało mi się najdłużej prowadzić i teraz wiem, że go na pewno nie porzucę :) Za bardzo się przywiązałam :D Teraz trochę liczb:

Ilość przeczytanych książek: 47
Ilość przeczytanych stron: 20 167
Dziennie: 55 stron
Najlepszy miesiąc pod względem czytelniczym: sierpień (przeczytanych siedem książek)
Najgorszy miesiąc pod względem czytelniczym: czerwiec i wrzesień (przeczytane po dwie książki)
Najlepsze książki: "Zbuntowany książę" Celine Kiernan, trylogia "Delirium" Lauren Oliver, "Zbuntowana" Veronica Roth, "Na końcu tęczy" Cecelia Ahern, seria "Harry Potter" J. K. Rowling, "Królewski zwiadowca" John Flanagan, "Gwiazd naszych wina" John Green,  "Pocałunek Kier" Raven Lynn
Najgorsze książki: brak, każda książka w jakiejś części mi się podobała :)
Największe pozytywne zaskoczenie: "Na końcu tęczy" Cecelia Ahern, "Pocałunek Kier" Raven Lynn
Liczba odwiedzin: 4 414
Liczba komentarzy: 322
Liczba wpisów na blogu: 34
Liczba recenzji: 19
Liczba obserwatorów: 66
Nie są to prze-wspaniałe wyniki, ale są dobre i nie będę narzekać, będę miała nadzieję, że będą lepsze w 2014 roku :)

Moje plany na 2014 rok związane z blogsferą i książkami to:


  • Pisać więcej recenzji, przynajmniej jedną tygodniowo. Chcę wprowadzić systematyczność na blogu :)
  • Czytać więcej, z tego rocznego wyniku jestem zadowolona, zwłaszcza, że w tym roku dużo się działo w moim życiu :)
  • Na początek przeczytać wszystkie książki, które czekają na mnie na półce :D
  • Kontynuować zabawę "Coś/ktoś na każdy miesiąc", która zaginęła ostatnimi czasy.
  • Zacząć pisać opowiadanie i je skończyć, mam pomysł w głowie, zaplanowanych bohaterów, wiem co się będzie działo w prologu i dwóch pierwszych rozdziałach, więc jestem na dobrej drodze :) Jeżeli założę bloga z tymże opowiadanie na pewno na blogu pojawi się link :)
  • Zwiększyć statystyki.
Ślę Wam również spóźnione życzenia! Wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku, aby 2014 okazał się lepszy pod każdym względem od 2013!