poniedziałek, 24 czerwca 2013

"Na końcu tęczy" Cecelia Ahern

"Choć losy Rosie i Alexa ułożyły się inaczej, przez kilkadziesiąt lat nie stracili kontaktu, nie zdając sobie sprawy, że z każdym rokiem ich więź staje się silniejsza... Zabawnie i pomysłowo opowiedziane dzieje wielkiej przyjaźni i miłości pary dublińczyków, od czasu gdy oboje mieli po siedem lat. Potem on wyjechał studiować do Bostonu i ożenił się, a ona została nastoletnią mamą."

 Nie czytam książek obyczajowych, nie przepadam za nimi, a jednak sięgnęłam po "Na końcu tęczy". Przekonały mnie do tego pochlebne recenzje na temat tej książki. Nie nastawiałam się, że będzie wspaniała, bo to mogłoby mi zepsuć czytanie. Sięgnęłam po nią bez przekonania jako coś lekkiego na wieczór.


"Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam gdzie się zatrzymasz dopadnie cię twoje życie."


Na początku zaznaczę, że książka ma bardzo dziwną formę, z która nigdy się nie spotkałam. Zazwyczaj, gdy czytamy jakąś historię natykamy się na narracje pierwszoosobową lub trzecioosobową. Jakie było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałam się, że autorka nie zastosowała żadnej z tych form narracji! Historie bohaterów poznajemy poprzez... <uwaga, buduje napięcie> listy, e-maile, sms-y, pocztówki i zapisy z czatów internetowych. Jest to dość sprytne zagranie, bo dzięki niemu dowiadujemy się o uczuciach towarzyszących większości bohaterów przez całe życie. 

„Pokrewne dusze zawsze potrafią znaleźć do siebie drogę.”

   Głównych bohaterów, Rosie i Aleksa, poznajemy, gdy mają po siedem lat i wymieniają się liścikami na lekcji. Najbardziej rozśmieszało mnie to jak Alex zamiast "wiem" pisał "wjem", dodam, że zostało mu tak do końca książki. 
   Przyjaciele spędzają ze sobą każdą wolną chwilę, ale później wszystko zaczyna się komplikować. Pewnego dnia Alex dowiaduje się, że musi wyjechać z Dublina do Bostonu. Dla pary przyjaciół to wręcz straszne wydarzenie, muszą się rozstać.
   W końcu oboje kończą szkole i dostają się na studia. Rosie, aby być bliżej Aleksa składa papiery na uniwersytet niedaleko, albo w samym (nie pamiętam dokładnie) Bostonie. Dostaje się na wymarzone studia i już wydaje nam się, że się spotkają, że wszystko będzie dobrze, ale co to to nie, tak dobrze to nie będzie. Rosie będzie miała dziecko, co skomplikuje jej życie. Jak można się domyślić nie wyjeżdża do Bostonu. Musi stać się odpowiedzialna.
   Alex robi karierę jako kardiochirurg, żeni się, jednak cały czas koresponduje z Rosie. Natomiast Rosie próbuje poradzić sobie z wychowaniem córki, znalezieniem pracy i męża. Dalej nie będę już opisywać, no bo po co? Przekonajcie się sami co się działo dalej.

"Jeśli ludzie mówią o długiej historii, oznacza to zazwyczaj, że jest krótka, ale oni ze wstydu nie potrafią się zdobyć na powiedzenie sobie prawdy."


    Rosie jest jedyna w swoim rodzaju. Mimo problemów stara się nie poddawać i iść przez życie dalej. A muszę przyznać, że pani Ahern nieźle dała jej w kość, co rusz na jej drodze pojawiały się nowe problemy. Musze dodać, że bohaterka ma niesamowite poczucie humoru! Szybko nawiązuje kontakty, jest towarzyska i marzy o prowadzeniu własnego hotelu.
   Alex tak samo jak jego przyjaciółka jest wyjątkowy. Stara się podążać za marzeniami, nie patrzy tylko na siebie, ma na uwadze dobro innych. Tak jak Rosie jest pełen życia i, no muszę to znowu powiedzieć: ma wspaniałe poczucie humoru.
   Drugoplanowych postaci jest sporo. Poznajemy Ruby, najlepszą przyjaciółkę Rosie, która nienawidzi swojej pracy, wychowuje nastoletniego syna. Poznajemy ją niedługo po rozwodzie. Czy Ruby znajdzie kogoś z kim będzie szczęśliwa?
    Stephanie to starsza siostra Rosie, która wyjechała do Francji. Zawsze stara się pomóc swojej siostrze mimo dzielących je kilometrów.
   Z czasem poznajemy córkę Rosie, Katie i jej przyjaciela o imieniu Toby. W ich relacji można zauważyć podobieństwo do relacji Rosie i Aleksa. Przekonacie się o czym piszę.

„Co za ironia.. Czekasz na niego latami, aż wreszcie się poddajesz i zaczynasz żyć własnym życiem. Kiedy decydujesz się z kimś na małżeństwo, kilka tygodni później on rozstaje się ze swoją żoną. To chyba najgorsza synchronizacja na świecie. Czy wy się kiedyś nauczycie robić coś w tym samym momencie..?”

   Dużym plusem książki jest to jak potrafi bawić się uczuciami czytelnika. Raz jesteśmy rozbawiani przez bohaterów, raz chcę nam się płakać a raz mamy ochotę walić głową w ścianę (choć w moim przypadku było to łóżko) i krzyczeć (w moim przypadku było to słowo chamsko, bo to co się działo było naprawdę chamskie!).
   Jak można się domyślić jest też to książka z wątkiem romantycznym. Przez cały czas kibicowałam Rosie i Aleksowi i gdy już myślałam, że wreszcie będą razem pani Ahern wymyślała coś przez co ich losy znowu się mijały. Czy w końcu uda im się być razem?
   Przez to, że śledzimy losy bohaterów na przestrzeni lat możemy zobaczyć jak bardzo zmienia się podejście do świata poprzez pewne wydarzenia. Stają się dojrzalsi, mądrzejsi.

 "Pozostawiłam więc moją cudowną, inteligentną rodzinę, zanurzyłam się w ciepłej kąpieli i zaczęłam rozważać samobójstwo przez utopienie. Potem jednak przypomniałam sobie o resztkach ciasta czekoladowego w lodówce i wynurzyłam się, nabierając powietrza w płuca. Dla niektórych rzeczy warto żyć."

   To co chce napisać o książce nigdy nie zrówna się z tym co o niej myślę. Aż mnie świerzbi, aby opisać Wam wszystko ze szczegółami, ale wolę abyście sami przeżyli tę gamę uczuć, które prezentuje nam "Na końcu tęczy".
   Książkę polecam wszystkich, na pewno nie zmarnujecie czasu. Może, w którymś z bohaterów odnajdziecie siebie? Kto wie?
   "Na końcu tęczy" jest powieścią wspaniałą, zabawną, wzruszającą i poruszającą. Historia w niej opowiedziana jest po prostu piękna.

"Nie mam czasu, żeby popełnić samobójstwo. Jestem zbyt zajęta."

Moja ocena: 9/10

niedziela, 9 czerwca 2013

"Ruiny Gorlanu" John Flanagan






Przyszłość piętnastoletniego Willa zależy od decyzji możnego barona. Sam Will najchętniej zostałby rycerzem, ale drobny i zwinny nie odznacza się tężyzną fizyczną, niezbędną do władania mieczem. Tajemniczy Halt proponuje chłopakowi przystanie do zwiadowców ludzi owianych legendą, którzy, jak wieść niesie, parają się mroczną magią, potrafią stawać się niewidzialni... Początek nauki u mistrza Halta to jednocześnie początek wielkiej przygody i prawdziwej męskiej przyjaźni.







   Z początku nie miałam ochoty na przeczytanie "Ruin Gorlanu", bo po pierwsze:  przerażała mnie ilość tomów, w tej serii (no bo jak można utrzymywać dobry poziom, w takim tasiemcu? Obecnie jest wydanych 11 części, a w przygotowaniu jest 12); po drugie opis nie wydał mi się za bardzo interesujący.  Jak to się stało, że mimo obaw przeczytałam pierwszą część serii "Zwiadowcy"? W mojej szkole każdy uczeń ma obowiązek dyżurować, koleżanka z którą pełniłam służbę kończyła czytać "Ruiny Gorlanu" i powiedziała mi, że książka jest świetna. Zachęcona jej opinią sięgnęłam po książkę i zaczęłam czytać o przygodach Willa.    Czy według mnie książka była równie dobra? 

"Cóż, życie jest pełne niespodzianek, a wszyscy ludzie popełniają błędy"

  Na początku wita nas prolog, z którego możemy dowiedzieć się co nieco o dawnych dziejach Araluenu. Z początku coś może być dla nas niezrozumiałe, ale z czasem wszystko się wyjaśnia.
   Niedługo po prologu poznajemy Willa, sierotę, który znajduję się pod opieką barona Aralda wraz z czterema innymi osobami: Alyss, Jenny, Georgem i Horace (można powiedzieć, że chłopcy nie przepadają za sobą). W wieku piętnastu lat każdy mieszkaniec królestwa musi dokonać wyboru. Może uczyć się w szkole rycerskiej, zostać dyplomatą albo skrybą. Jak można się domyślić Will chciałby zostać rycerzem, jednak jego marzenia zostają "zniszczone". Dodatkowo żaden z Mistrzów nie chcę go wziąć pod swoją opiekę. Chłopak myśli już, że będzie musiał pracować na roli, ale dzieje się coś dziwnego. Co? Tego nie zdradzę, bo to naprawdę było sprytne zagranie ze strony barona i zwiadowcy. Piętnastolatek dostaje szansę zostania zwiadowcą i jego mistrzem zostaje Halt.

"Dlaczego ten chłopak zadaje tak wiele pytań? spytał.
Rzecz jasna, żadne z drzew nie udzieliło mu odpowiedzi."

    Dzięki narracji trzecioosobowej możemy poznać uczucia wszystkich bohaterów, a wierzcie mi to bardzo ważne w tej książce. Narracja głównie podzielona jest poprzez Willa i Horace'go, dzięki czemu dowiadujemy się jak wygląda nauka w szkole rycerskiej a jak nauka u Halta.
    Will jest postacią, której nie da się nie lubić. Od pierwszej strony pałasz do niego sympatią. Chłopak szybko się uczy i jest ciekawy świata, co czasami bardzo irytuje Halta, bo musi ciągle odpowiadać na pytania swojego ucznia. 
    Halt jest najbardziej tajemniczą postacią w książce. Nie wiemy o nim prawie nic, dopiero pod koniec książki możemy dowiedzieć się czegoś o jego przeszłości. Jest wymagający, nie rzuca pochwał na lewo i prawo, jest sarkastyczny i może się wydać człowiekiem bez uczuć. Jako, że jest uważany za najlepszego zwiadowce wokół jego osoby tworzy się wiele legend.
   Horace, cóż mam o nim powiedzieć. Z początku nie przepadałam za nim, dopiero później zaczął zdobywać moją sympatię. Czasami miałam wrażenie, że ma mózg wielkości orzeszka, ale nie mogę zaprzeczyć, że jest wspaniałym wojownikiem, ma to we krwi.

„A z jakiegoś niezrozumiałego powodu byli uczniowie wprost marzą o tym, by przyłapać swojego mistrza z opuszczonymi portkami.-Spoglądał na Willa tak oskarżycielsko,że chłopak już zamierzał zaprotestować i zapewnić go, że on nigdy nie zachowa się w ten sposób. Uświadomił sobie jednak, że prawdopodobnie nie omieszka spróbować, i to w dodatku przy pierwszej nadarzającej się okazji.”

   Wspaniały średniowieczny klimat to kolejny plus dla pana Flanagana. Autor wspaniale opisuje świat otaczający bohaterów i ich uczucia, dzięki możemy poczuć się jakbyśmy tam byli.
   Przez cały czas nie mogłam wyjść z podziwu dla zwiadowców! To jak strzelają z łuku, to jak potrafią się ukrywać, jak potrafią walczyć saksom i to jak wspaniale dogadują się ze swoimi wierzchowcami zapiera dech w piersi. Żadnych magicznych mocy, tylko umiejętności wyćwiczone na przestrzeni czasu.
   Do tego są postaciami owianymi tajemnicą, bo jest ich tylko pięćdziesięciu w całym królestwie, każdy z nich ma pod opieką jedno lenno.

„Za każdym razem, gdy Halt wynajdywał mu nowe zadanie, polecenie rozpoczynało się od czegoś w rodzaju „Niesamowite. Skąd na tym dywanie wzięło się tyle kurzu?" albo: „Odnoszę dziwne wrażenie, że kuchnia cierpi na dotkliwy brak drewna opałowego"

   W trakcie czytania nie można się nudzić! Pan Flanagan co rusz daje nam powód do śmiechu (dla przykładu cytat znajdujący się powyżej), wzruszenia, zaskoczenia i jeszcze wielu innych uczuć. Jest to wspaniała mieszanka, dzięki której nie można się oderwać od książki. Do tego "Ruiny Gorlanu" są bardzo inteligentną książką, zawarte w niej jest wiele wartościowych myśli, którymi powinno się kierować w życiu.

„-Nigdy nie oceniaj wartości człowieka według jego pozycji.”

   "Ruiny Gorlanu" są po prostu książką FANTASTYCZNĄ! Książką, która poprawisz sobie humor, poznasz prawdziwą przyjaźń i odwagę. Zapewniam, że będziesz przeżywać wszystkie wydarzenia bardziej niż bohaterowie. Kocham całą serię i z utęsknieniem czekam na część dwunastą. Od razu mówię: KAŻDY TOM JEST NA WYSOKIM POZIOMIE. Nadal nie wiem jak panu Flanaganowi się to udało, chapeau bas, po prostu. Mówię o tym, bo niektórych przeraża ilość tomów w serii i boją się, że z części na cęść będzie coraz gorzej, ale tak nie jest. Wierzcie mi.

 „Gdybyś naprawdę pomyślał, to byś nie pytał.”

Moja ocena: (nie mogła być inna, za bardzo kocham tę książkę, żeby ocenić ją inaczej): 10/10!



niedziela, 2 czerwca 2013

"Czerwień rubinu" Kerstin Gier

"Trylogia Czasu jest tak wciągająca, że w zasadzie należałoby powiedzieć: „wsysa”; jest dowcipna, a zarazem totalnie romantyczna. Pewnego dnia piętnastoletnia Gwen odkrywa, że jest posiadaczką genu podróży w czasie – niespodziewanie przemieszcza się o sto lat wstecz. Okazuje się, że nie jest jedynym podróżnikiem – istnieje całe tajne bractwo, zajmujące się kontrolą dwunastu podróżników w czasie – Gwen jest ostatnim z nich. Szybko odkrywa, że jedenastym jest bardzo atrakcyjny dziewiętnastolatek: Gideon. Ale zakochiwanie się nie jest takie proste gdy się skacze tam i z powrotem w czasie i gdy trzeba wypełnić niebezpieczną misję w XVIII. wieku.
 Dziennikarze o Czerwieni Rubinu:

Jeśli jakakolwiek powieść może być równie wciągająca, słodka i uwodzicielska jak ciastko czekoladowe - to jest nią nowa powieść Kerstin Gier "Czerwień Rubinu". Niesłychanie apetyczny miks tajemniczego thrilleru, science fiction i romantycznej przygody, które czytelniczki, także powyżej 18 roku życia najprawdopodobniej połkną za jednym posiedzeniem. Augsburger Allgemeine Zeitung


"- To było strasznie lekkomyślne i ogromnie... niebezpieczne, i... Przełknął ślinę i wlepił we mnie wzrok. - I, do wszystkich diabłów, dość odważne."
    
   Książka pani Gier była dla mnie dziwnym zjawiskiem. Dlaczego? Już śpieszę z wyjaśnieniami. Czasami nie byłam zainteresowana przeczytaniem "Czerwieni rubinu", a czasami, wręcz wyciągałam ręce, aby przeczytać pierwszą część trylogii. Jak można się domyślić: w końcu zebrałam się w sobie i zabrałam się do lektury. Czy mi się podobało? Na czym się zawiodłam, a co pokochałam?

 "Rubin czerwony, magią kruka obdarzony G-dur zamyka krąg przez Dwunastu utworzony."

   Zacznijmy od szaty graficznej książki. Okładka według mnie jest wspaniała, chociaż nie ma w niej nic nadzwyczajnego. Urzekła mnie swoją prostotą i muszę się przyznać, że nie lubię, gdy na okładkach pojawia się modelka lub model, ale tutaj mi to nie przeszkadzało.
    Zazwyczaj nie wierze ogromnym pochwałą na temat książki, bo wtedy mam wygórowane zdanie na jej temat. A tutaj pochwał nie szczędzono, pod opisem podałam tylko jeden przykład. Czy opinie były tylko po to, aby zwiększyć zainteresowane książką? Czy może są prawdziwe?

 "Świadomość czyni nas tchórzami."

   Akcja rozgrywa się we współczesnym Londynie. W całej historii świata żyło, bądź nadal żyje tylko dwunastu podróżników w czasie. Główna bohaterka jest ostatnią podróżniczą, rubinem. 
   Podróżnicy przenoszą się w czasie w sposób niekontrolowany albo za pomocą chronografu.

"Gotowa, jeśli i ty jesteś gotów."

   Pani Gier miała bardzo ciekawy pomysł, bo nigdy wcześniej nie spotkałam się z podróżami w czasie w literaturze. To działa na duży plus, bo z chęcią czytam o czymś nowym, nie wałkowanym tysiące razy.
   Kolejny ogromny plus należy się za to, że bohaterka miała jakiekolwiek pojęcie o podróżach w czasie, chociaż niewielkie. Bo zazwyczaj w książkach, zaliczanych do young adult, główny bohater, bądź bohaterka nie ma pojęcia o "innym świecie", a tutaj Gwen wiedziała co nieco.
    Sam opis zdradza, że to Gwendolyn ma gen podróży w czasie, więc nie zaskoczę Was mówiąc, że to ona go ma, a nie jej kuzynka Charlotta. 

"Wiem,że istnieją rzeczy na niebie i ziemi, których nie potrafimy sobie wytłumaczyć. Ale być może nadajemy tym rzeczom zbyt wielkie znaczenie, zajmując się nimi tak mocno."

   Za co uwielbiam panią Kerstin Gier? Za wspaniałość kreowania bohaterów! W tej trylogii nie znajdziesz dwóch takich samych!
   Gwen jest normalną dziewczyną (choć "normalność" to pojęcie względne), która może godzinami rozmawiać ze swoją przyjaciółką, nie jest doskonała, nie jest nadmiernie inteligentna. Jest jak każda dziewczyna w jej wieku. Bardzo mi się podoba to, że nie jest w żaden sposób nadzwyczajna (nie licząc tego, że jest podróżniczką w czasie), możemy odnaleźć w niej cząstkę siebie.
   Gideon. O im chyba nie trzeba dużo mówić. No, ale dla tych co jeszcze nie czytali "Czerwieni rubinu", co nieco o nim napiszę. Oczywiście przystojny, jak przystało na mężczyznę "występującego" w tym gatunku, arogancki, niedostępny i jak to bywa z takimi ludźmi - nie okazuje uczuć, co nie oznacza, że ich nie ma.
   Ważną postacią, którą bardzo polubiłam jest Leslie, najlepsza przyjaciółka Gwen. Jaka jest? Zabawna, wierna swojej przyjaciółce i pomagająca jej, zdobywając informacje.
   To są trzy najważniejsze postaci w pierwszej części, ale mamy też duże grono postaci drugoplanowych, że tak powiem.

"- Hej, a to co za wózek? - Gordon gwizdnął cicho przez zęby. - Może te plotki, że córka Madonny chodzi do naszej szkoły, oczywiście incognito i pod fałszywym nazwiskiem, są jednak prawdziwe?
- Jasne. - Leslie wzniosła oczy do nieba. -I dlatego przyjeżdża po nią limuzyna. Żeby się nikt nie połapał z tym incognito."

    Książka jest pełna humoru, nie można się od niej oderwać. Siedząc na lekcji nie mogłam się doczekać, aby wrócić do lektury!
   Z każdą stroną coraz bardziej "wciągamy się" w świat wykreowany przez panią Gier. Poznajemy nowe tajemnice, które cały czas staramy się rozwikłać. Często jesteśmy czymś zaskakiwani.
   Książka ma jedną, ogromną wadę. Kończy się za szybko! Połknęłam ją w jeden dzień, olewając naukę na następny dzień.
   Wszystkim, którzy chcą się dobrze bawić, miło spędzić czas, przeczytać coś nowego, serdecznie polecam "Czerwień rubinu"!


Moja ocena: 9/10

____________________________________________________________________________
Może niektórzy zauważyli, że na blogu pojawiło się trochę zmian. Zmieniłam nagłówek, kolorystykę i układ. Zmieniłam także zdjęcie profilowe. Ale na tych zmianach się nie skończy, powoli będę wprowadzać kolejne. Recenzje będą pojawiały się częściej, bo zbliżają się wakacje (nareszcie).
No a teraz powiedzcie: co sądzicie o "Czerwieni rubinu"?